Dlaczego Norwegom wychodzi, a nam nie?

Wpis z zaprzyjaźnionego bloga wart jest przemyślenia!

“Na portalu ngo.pl pojawił się artykuł Międzynarodowi liderzy wolontariatu i filantropii porównujący zaangażowanie społeczne między różnymi krajami. Właściwie wyniki było można łatwo przewidzieć. W kwestii wolontariatu prowadzi Norwegia, my trzymamy się ogona.

Jak zauważają autorzy:

Z European Social Survey z 2012 roku wynika, że 64% Norwegów co najmniej raz w ciągu roku angażuje się w działalność społeczną w organizacjach charytatywnych lub woluntarystycznych, zaś niemal co czwarty (24%) działał w nich nie rzadziej niż raz w miesiącu.

(…) norwescy wolontariusze przepracowali trzy razy więcej godzin, niż osoby zaangażowane w aktywność społeczną w Polsce, mimo że liczba mieszkańców Norwegii jest siedem razy mniejsza (GUS szacuje wolumen pracy społecznej Polaków w 2014 roku na 49 tys. etatów przeliczeniowych).

Też mnie to zastanawiało – co takiego jest w Norwegii, czego nie ma w Polsce, że tam ludzie się garną do działań społecznych. Odpowiedzi mogłem poszukać podczas wizyty studyjnej w Haugesund w 2014 roku.

Szukaliśmy wtedy kontaktów i inspiracji do działań z seniorami. Dlaczego Norwegia? Bo w 2014 mieli tylu seniorów w przeliczeniu na mieszkańca, ilu my będziemy mieli dopiero za kilka lat. I nieźle sobie z tym radzą.

Wizyta zaowocowała projektem Lokomotywa zmian, który zajmował się wdrożeniem w wolontariat pracowniczy osób w wieku przedemerytalnym – tak aby po przejściu na emeryturę nadal byli w coś zaangażowani, a nie kończyli z depresją przed telewizorem.

Efekty projektu można zobaczyć między innymi w reportażu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych Ę – jednego z partnerów.

W ramach samej wizyty rozmawialiśmy z różnymi ludźmi i podpatrzyliśmy też kilka ciekawych inicjatyw – o których więcej informacji można znaleźć tu.

Oczywiście rozmawialiśmy o tym jak wygląda wolontariat w Polsce i w Norwegii, czym się różni, a co ma ze sobą wspólnego. Najbardziej utkwiła mi wypowiedź jednego ze społeczników.

– Widziałeś jak wyglądają nasze wioski?

No w sumie widziałem. Droga, kilka domów znacznie oddalonych od siebie. Czasami wioska to 3 domy na odcinku 10 kilometrów.

– Wiesz jak wygląda tutaj zima? Śnieg i zaspy. Zanim jako państwo przestawiliśmy gospodarkę na ropę i gaz, to zimy były naprawdę ciężkie. To było normalne, że jakieś wioski są zimą odcięte od świata, a telefonów nie było. Nie wiedziałeś wtedy, czy twój sąsiad czegoś nie potrzebuje, dopóki do niego nie poszedłeś. Nikt inny nie wiedział czy z tobą wszystko w porządku, dopóki cie nie odwiedził. Gdybyśmy sobie zimą nie pomagali, to wszyscy byśmy zdechli!

No w sumie w punkt. Jeśli społeczność sobie pomaga, bo od tego zależy jej przetrwanie, to więzi są na tyle silne, że pomaganie wchodzi w nawyk. A potem są przekazywane kolejnym pokoleniom jako element kultury, pomimo tego, że teraz każdy ma telefon.

Po prostu za ciepło nam.”

Do poczytania

źródło: aktywny.blog